piątek, 29 czerwca 2012

Bery

  "Dzieciństwo kształtuje nas na całe życie. 

To, co przeżyjemy, zobaczymy, usłyszymy i gdzie mieszkamy, zostaje w nas na zawsze. Od urodzenia mieszkam w Miasteczku Śląskim, małym mieście leżącym niedaleko Tarnowskich Gór. W moim dużym domu mieszkają także dziadkowie. Gdy miałam kilka lat, pamiętam, że wieczorami, dziadek i babcia opowiadali mi przeróżne legendy związane z miejscami, w których się bawiłam. Szczególnie pobudzające dla moją wyobraźnię były „bery” i „bojki” . Do dziś mój dziewięćdziesięcioletni dziadek opowiada historie, które albo były jego własnym doświadczeniem, albo wcześniej usłyszał od swojej „starki” . Dziadek Józik, ojciec mamy, człowiek obarczony ciężkim bagażem doświadczeń z II wojny światowej, nie stracił poczucia humoru i pewnego dystansu do swoich przeżyć. Często wraca wspomnieniami do postaci swojej surowej babki, którą wspomina z wielkim szacunkiem, z drugiej strony jako prostą, wierzącą w nadnaturalne zjawiska kobietę. Najbardziej wyróżniała się swoimi opowieściami i przeżyciami, w które wierzyła równo mocno jak w Boga. Wierzyła w utopki, strzygi, złe moce, duchy czy świetliki – bo nawet one, w półmroku miały dla niej jakiś inny, duchowy wymiar. Zwykle wszystko zaczynało się po zmroku. Spadające talerze, brzęczące szklanki były sygnałem, że ktoś umarł. Bezdech w czasie snu u jednego z domowników oznaczał strzygę „napchałach do tyj dziurki od kluca waty a ona i tak, gizda, przelazła i mje dusiyła” – mówiła moja pra-prababcia. Gdy kiedyś czyjś pies urwał się z budy i biegał hałasując łancuchem – pra-prababka mówiła że to „diobelskie stowrzynie z piekła uciykło!”. Wierzyła w utopki, strzygi, złe moce, duchy, a nawet zjawy zmieniające się w świetliki – bo nawet one, w półmroku miały dla niej jakiś inny, duchowy wymiar. To jej „wierzenia” dziadek nam przekazywał, choć, jak sam często podkreśla, wiele w życiu widział, ale na duchy się nie natknął i po prostu w nie nie wierzy. Historie, z których zostały w pamięci starszych ludzi jedynie strzępki informacji, są dla mnie inspiracją do ich przedstawienia. Historie były ciekawe, czasem zabawne, ale zawsze: fantastyczne. W mojej pamięci pozostały najbarwniejsze postacie: Biała Dama, Gerlach, Utopek, Ryśki i Szarlej. Nikt tak naprawdę nie wie, jak owe persony dokładnie wyglądały – było to tak dawno, że już nikt ich nie pamięta, lub „widziało” je zbyt mało osób. 
  Biała Dama. Przed ponad stu laty, była żoną lekarza nazwiskiem Rubin. Z ich związku urodziło się dwoje dzieci: chłopczyk i dziewczynka. Dziewczynka mając kilka lat zmarła. Rubinka, bo tak nazywano wcześniej białą damę, była od swojego męża połowę młodsza, dlatego też, po kilkunastu latach owdowiała. Jej syn również ją opuścił wyjeżdżając za granicę. Sama, mieszkająca w willi przy parku zaczęła coraz rzadziej wychodzić z domu. Doskwierająca samotność zmieniła ją z czasem w nieprzyjazną ludziom kobietę. Dom postarzał, ogród zarósł. Któregoś dnia znikła, by po kilku latach pojawić się znów – tym razem już jako duch. Do dziś wieczorami można ją ponoć zobaczyć chodzącą po swoim ogrodzie w białej sukni. Lub w willi, jej dawnym domu usłyszeć nocne jęki i szlochy. 
  Gerlach – był przed 150. laty książęcym leśniczym w pobliskich kniejach. Był to ponoć bardzo postawny, elegancki, przystojny mężczyzna, który jednak stronił od ludzi. Uważał, że naturze należy się szacunek - zarówno zwierzęta, jak i rośliny są ważne na równi z ludźmi. Już za jego życia, ludzie posądzali go o czarną magię. Gdy umarł, według jego woli, pochowano go w środku lasu, na małym wzniesieniu a grób przykryto wielkim głazem. Kiedy kilka dni później, od chwili, gdy złodzieje próbowali okraść grób, zaczęło tam „straszyć”. Niektórzy słyszeli rżenie diabelskich koni, w środku lasu spotykali bardzo wysokiego, eleganckiego jegomościa, czy też widzieli czarną karocę z końmi ziejącymi ogniem. 
  Miasteczkowski Utopek, oprócz rosłej postury i czerwonej czapeczki, wyróżniał się kopytkami. Podobno nie topił ludzi, gdy kąpali się w stawach, ale pojawiał się znienacka w lesie, niedaleko jeziora i zagajał przyjemną pogawędkę, na przykład z samotnym zbieraczem jagód. Po dłuższej chwili rozmowy zawsze mówił: „Uff.. Jaki dzisiej ciepły dziyń. Idymy się wykompać?”. Ci, którzy z nim poszli – już nigdy nie wracali.
   Najbardziej tajemniczą postacią z tego grona są Ryśki. Wiedziało o nich tylko niewielu i bardzo mało zostało na ich temat informacji. Tak naprawdę, wbrew przydomkowi, Ryśki to tylko jedna kobieta. To ona ponoć obgryzała świeczki w pobliskim kościele w Żyglinie. Niektórzy wierzyli, że miała różowe zęby, ale dziadek podkreśla, że to nie u nas. 
  Szarlej – demon, król gwarków , postać niepozorna, wtapiająca się w tłum górników, obserwująca pracę w swoim podziemnym skarbcu – z jednej strony zdradzająca pewną powagę, surowość, z drugiej to postać przyjaznego gawędziarza, gotowego odciążyć choć na chwilę gwarków w ich pracy przez bajanie opowieści z minionych lat. 
  Każda z tych postaci jest mi bardzo bliska, a przedstawione wizerunki są moim osobistym wyobrażeniem legendarnych zjaw. Biała dama, tęsknym wzrokiem spoglądająca w dal, przypominając sobie szczęśliwe, minione lata, a teraz – osamotniona Marta. Gerlach – to dystyngowany i tajemniczy Robert, który nie znajduje czasem zrozumienia u ludzi. Utopek, to bajarz, który uwodzi rozmowami i odciąga od trzeźwego myślenia. Osobą, która wciela się w legendę Szarleja, jest mój dziadek. Ryśki są znów wcieleniem dziwnej dziewczyny. W moich pracach rzeczywistość łączy się z fikcją a realne i fikcyjne osoby wzajemnie się przenikają, pozostając dziś tworem mojej wyobraźni." 
Obrona dyplomu: 29.06.2012r.
6/12 e/a "Gerlach" 95x65cm Izabela Kot 2012r
10/12 e/a "Biała Dama" 95x65cm Izabela Kot 2012r
9/12 e/a "Ryśki" 95x65cm Izabela Kot 2012r
2/12 e/a "Utopek" 95x65cm Izabela Kot 2012r.
2/12 e/a "Szarlej" 95x65cm Izabela Kot 2012r.
Wynik: bdb.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz